Jak przestać odkładać na później i działać
- Napisała Ada Tomczak
Doba każdego z nas liczy sobie tyle samo godzin, więc dlaczego niektórym udaje się zrealizować znacznie więcej, niż innym? Robią więcej, osiągają więcej, zarabiają więcej? W czym tkwi ich sekret?
Zarówno działając offline jak i online od lat dzielę się swoją wiedzą na temat produktywności, efektywności osobistej oraz mądrego zarządzania czasem. Ale też budowania zdrowych nawyków i odważnego sięgania po swoje marzenia.
Być może mieliśmy okazję spotkać się podczas szkoleń czy warsztatów które miałam przyjemność prowadzić czy to w Polsce, we Włoszech, czy w Niemczech. Być może znamy się z sieci, szczególnie z Facebooka. Od 2008 roku pracuję jako trenerka rozwoju osobistego. Jestem autorką dwóch ebooków z dziedziny rozwoju osobistego „Bo wszystko zaczyna się od pierwszego kroku” oraz „Zmieniamy nawyki”.
Ale to nie jest tak, że praca trenerki wypełnia całe moje życie. Prywatnie jestem żoną i mamą fantastycznej córki oraz właścicielką czarnego labradora. W wolnym czasie czytam, uprawiam sport, chodzę po górach.
Jestem odbierana jako osoba pełna energii, która potrafi zmotywować, czasem mocno potrząsnąć i popchnąć do działania. Osobę pozytywnie patrzącą na świat.
Ale nie zawsze tak było
Pochodzę z małej miejscowości położonej na południu Polski. Dziś moją rodzinę można by określić jako dysfunkcyjną. Mój tata nadużywał alkoholu, co ogromnie wpływało na życie mojej mamy, siostry i moje. Jak można radzić sobie z nałogiem bliskiego człowieka, co rzutuje na każdy element naszego życia? Zaburza poczucie bezpieczeństwa, zabiera pewność siebie, drastycznie wpływa na sytuację finansową całej rodziny. Jak radzić sobie z bezsilnością? Jak cieszyć się z dzieciństwa? Jak być beztroską nastolatką z zuchwale patrzeć przed siebie, zdobywać świat i spełniać marzenia, gdy ciągniesz za sobą bagaż złych doświadczeń? Jak pewnie kroczyć przez życie, wierzyć w siebie i swoje możliwości?
Tak, to bardzo trudne
Kiedy dorosłam zdałam sobie sprawę, jak mocno wzorce rodzinne, przekonania, zachowania są zakotwiczone w moim życiu. Postanowiłam to zmienić. Nie chciałam by przeszłość rzutowała na moją teraźniejszość i przyszłość. Wiedziałam, że jeśli chcę prowadzić inne życie, jeśli chcę czegoś więcej, muszę o to zawalczyć. To trwało bardzo długo, ale nikt nie obiecywał, że będzie prosto i łatwo.
Wiedziałam, że jedyna możliwością jest inwestycja w siebie. W naukę, w rozwój, zdobycie coraz lepszych kwalifikacji. Zdawałam sobie sprawę, że w życiu może wiele mnie spotkać, wiele się wydarzyć, ale jakiekolwiek nieszczęścia mnie dotkną, straty pracy czy pieniędzy, tylko to, co zainwestowałam w siebie, w swoje kompetencje pozwoli mi pozbierać się i zacząć od początku.
Odkryłam, że potrafię pisać i dobrze wiedziałam, że przyjdzie moment, że będę z tego korzystać.
Pierwsze zderzenie z prawdziwym życiem, z problemami przyszło szybko. Nie dostałam się na wymarzone studia, więc załamana postanowiłam więc iść w kierunku, w jakim szli moi znajomi. Poszłam za tłumem. Zaczęłam studiować administrację na Uniwersytecie Wrocławskim. Bardzo trudne, ogromnie wymagając studia. W międzyczasie wyszłam za mąż, zamieszkaliśmy w Wałbrzychu. I kiedy mój rok szykował się do najtrudniejszego egzaminu z KPA, ja też szykowałam się do roli najtrudniejszej, ale też najpiękniejszej w moim życiu - do roli mamy. Trwałą sesja a w moim życiu pojawiła się najwspanialsza istota, która przewróciła nasz świat do góry nogami.
Kiedy Krysia miała 9 miesięcy a ja właśnie wróciłam na studia, kiedy przed moim mężem otworzyły się możliwości rozwoju, o jakich zawsze marzył. Nie wahałam się ani chwili, że warto spróbować. Spakował się i wyjechał na 3 lata na drugi koniec Polski. Zostałam sama, bez pomocy.
WCIĄŻ DO PRZODU
Pracowałam wówczas w dużej firmie zarządzającej budynkami. Zajmowałam się obsługą klienta. Przez 10 lat przeprowadziłam tysiące spotkań ze wspólnotami mieszkaniowymi. To wówczas nauczyłam się budowania relacji z ludźmi, umiejętności negocjacyjnych jak również wystąpień publicznych.To było ogromne doświadczenie. Nauczyłam sobie radzić w różnych trudnych sytuacjach. To była szkoła życia jeśli chodzi o umiejętne budowanie relacji z ludźmi.
Ale w pewnym momencie zauważyłam, że stoję w miejscu, że powtarzam pewne schematy. Nie uczę się. A rozwój i nauka były dla mnie priorytetem. Znalazłam więc kolejną pracę, w tej samej branży, ale to nie było to. Mój mąż był już na stałe w domu, córka rosła. Pomyslałam, że to dobry moment, by zacząć podążać za tym, co mi w duszy gra.
W międzyczasie na białaczkę zachorował mój ojciec. Choroba postępowała błyskawicznie. Relacje z nim nigdy nie należały do łatwych, zbyt wiele się wydarzyło. Ale z drugiej strony wiedziałam, że muszę zamknąć przeszłość i być przy nim, gdy tego potrzebował. To był trudny czas wybaczania, zrozumienia, rozgrzeszenia.
Kilkanaście miesięcy po jego śmierci okazało się, że jego dalsza rodzina zostawiła mu spadek. Należąca do niego część przypadła mi i siostrze. To nie były żadne ogromne pieniądze. Po zapłaceniu podatków i bieżących zobowiązań została mi na koncie kwota 4 tysięcy złotych. Mało, nie mało. Nie zastanawiałam się, czy wydać te pieniądze na kosmetyczkę, sukienkę czy torebkę. Odpaliłam internet, weszłam na stronę Uniwersytetu, odszukałam drżącymi rękami pozycję "studia podyplomowe" i wykonałam przelew.
Ktoś kiedyś zwrócił mi uwagę, że nie przywiązuję uwagi do trendów mody. To prawda. Wolę inwestować w naukę, książki, szkoły, kursy. Moja rodzina wie, że w naszym domu może zabraknąć na wiele rzeczy, ale nigdy nie zabraknie pieniędzy na naukę i rozwój.
Już wówczas wiele osób pytało mnie jak to się dzieje, że znajduję czas i motywację do działania. Że oni też chcieliby rozwijać się, uczyć. Wówczas zdałam sobie sprawę, że posiadam umiejętność świetnego zarządzania czasem, właściwego ustawiania priorytetów, koncentrowaniu się na zadaniach.
Patrzyłam na te osoby, które od lat tkwiły w tym samym miejscu i wciąż narzekały. Na życie, na los, na swoją sytuację.
Ale wtedy, kiedy w sobotę wstawałam o 4 rano, by dostać się z Wałbrzycha do Wrocławia na ulicę Koszarową, które znajduje się na drugim końcu miasta, to oni nie siedzieli ze mną w tym pociągu, w tym autobusie.
Studia ukończyłam, ale mając ponad trzydzieści lat nie jest łatwo tak po prostu zacząć pracę w nowej branży, bez doświadczenia. Znalezienie jej zajęło mi rok. Nie wiem, ile wysłałam podań, ale były ich setki. I gdy traciłam nadzieję, zadzwonił telefon. I zaczęła się nowa przygoda - marketing, public relations, a potem szkolenia, bo w międzyczasie zdobyłam w Warszawie uprawnienia trenerskie. Czułam, że to jest to, co od zawsze, od początku powinnam robić. W tej pracy zaczęłam wykorzystywać wszystko to, co do tej pory się nauczyłam dzięki pracy zawodowej: prezentacje, publiczne wystąpienia, umiejętne nawiązywanie relacji z ludźmi, aktywne słuchanie, umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Czułam, że to mój kierunek, że jestem nareszcie na właściwej ścieżce zawodowej. Ale chciałam jeszcze więcej. Doktorat był tego konsekwencją.
O tym, jak trudny był to czas pisałam na blogu. Powiem tylko, że byłam jedyną osobą na roku na moim kierunku, która się obroniła.
EMIGRACJA
Ciekawość świata, otwieranie się na nowe było bardzo silne. Cały czas mam wrażenie, że jestem w drodze, że moje życie to droga. Ta droga 4 lata temu zaprowadziła mnie do Niemiec, gdzie zaczynałam od pracy w hotelu. Znałam zaledwie kilka słów, ale całą energię i czas poświęcałam na naukę j.niemieckiego. I znów wstawałam o 4 rano do pracy, by wieczorem brać udział w kursie niemieckiego. Dwa lata później bardzo dobrze zdałam egzaminy na poziomie B2. To otworzyło mi drzwi do pracy w dziale marketingu w dużej firmie szkoleniowej. Wszystko zaczęło się układać tak, jak sobie zaplanowałam. Cel był coraz bliżej.
A potem ciężko zachorowała nasza córka. Pierwsze diagnozy były szokiem. Co się dzieje w głowie rodziców ciężko chorego dziecka? W obcym kraju? Wciąż w głowie pobrzmiewał mi gdzieś zasłyszany cytat: "maszeruj, albo giń!". Nie maszerowaliśmy, ale czołgaliśmy się każdego dnia... To był bardzo zły czas. To też zatrzymało nas w pół drogi i całą swoją uwagę skupiłam na rodzinie.
To bardzo przewartościowało moje życie. Pamiętam, jak siedziałam w pokoju i robiłam takie ćwiczenie coachingowe: z listy 75 wartości wybierałam te 5 najważniejszych. I pierwsza to było „pomaganie”. Spojrzałam wstecz na swoje życie i zdałam sobie sprawę, że to potrzeba wspierania innych wciąż mnie niosła, dawała największą satysfakcję i rozwijała.
Wówczas uznałam, że dzielenie się wiedzą, którą tyle lat zdobywałam, wspieranie innych w drodze do realizacji ich celów to coś, co chcę robić w życiu.
Tu, w Niemczech szybko zauważyłam. że ludzi często latami tkwią w jednym miejscu. A ja wiem, że Polacy potrafią być pracowici, zorganizowani, ambitni. Znaleźli w sobie ogromną odwagę, by wyemigrować, ale gdzieś po drodze przystanęli i nie idą dalej. Że latami pracują w tych samych miejscach, bez szans na rozwój, na zmianę. Zadowolili się czymś „pomiędzy”. Brak bliskich wokół siebie jeszcze pogłębia ten marazm. A czas leci…
A wiem też, że czasami, by ruszyć z miejsca wystarczy lekki kopniak i kilka zdań: „weź się w garść”, „nie poddawaj się”. Czasami nie masz takiej osoby, która powie „nie, no Ty nie dasz rady? Oczywiście że dasz!”. Kogoś, kto w Ciebie uwierzy, a jak zaczniesz jęczeć, przerwie w pół słowa i powie: „przestań p**! Do roboty!”.
Wiedziałam już, co zrobić. Zaczęłam małymi krokami. Powstał blog „Emigracja po Sukces”, potem fan page.
Potem zaczęłam robić szkolenia. Na pierwsze, w Koblenz nikt nie przyszedł, ale się nie poddawałam. Zrobiłam więc kolejne w Montabaur. Potem powoli się to rozwijało, najpierw pojechałam, potem poleciałam do Rzymu, prowadziłam warsztaty w Oberhausen i kolejne spotkania dla kobiet w Bonn, na które w ciągu paru godzin nie było już miejsc.
Pandemia zatrzymała mnie na chwilę…
ORGANIZACJA I ZARZĄDZANIE CZASEM
Przez lata wciąż mnie pytano, jak godzę wszystkie swoje role: pracownicy, studentki, matki, żony, ależ i oczywiście praczki, kucharki, sprzątaczki i organizatorki życia rodzinnego i jak znajduję jeszcze czas na książki, sport i ukochane góry.
A ja niezmiennie odpowiadałam: kwestia określenia priorytetów, wyznaczenia celu i mądrego zarządzania czasem. Ciągłej pracy nad swoją produktywnością i efektywnością.
Kiedyś wydawało mi się, że każdy, jeśli coś postanowi, to osiąga swój cel. Potem zauważyłam, że u mnie to działa, ale wiele osób ma z tym problem.
Obserwowałam znajome, koleżanki z pracy, sąsiadki. Czytałam w sieci o kobietach, które nie mają czasu na nic, nie potrafią znaleźć chwili na spełnianie swoich pasji, marzeń. Że wieczorami padają na twarz umęczone, a przy łóżku jak wyrzut sumienia leży lista niezrealizowanych zadań do zrobienia. Na sali szkoleniowej słyszałam historie kobiet, które mocno sabotowało swoje prawo do samorealizacji, sukcesu, rozwoju. Najczęstszym zdaniem, jakie padało z ich ust brzmiało: "nie mam czasu”.
Bardzo często, jeśli dajemy sobie pozwolenie na odpoczynek, to najczęściej myślami jesteśmy gdzieś daleko: w pracy, w kuchni, przy dzieciach. I godzimy się na to, bo godziły się na to nasze matki, babki, teściowe.
Wiem jak ważna jest motywacja i determinacja. Wiem, jak trudno zrobić pierwszy krok. Opuścić tą magiczną „Strefę komfortu”. Wiem ile to wymaga samozaparcia i dyscypliny. Niestety, kiedy już chcemy zacząć działać nie dość, że trudno jest wytrwać w tym postanowieniu, bo same mamy wiele wątpliwości, to jeszcze otoczenie demotywuje, podrzuca kłody pod nogi. W efekcie kobiety szybko się poddają.
Dlatego postanowiłam tym wszystkim osobom, które wątpią w siebie i nie mają wsparcia, posłużę ramieniem i pomogę w dalszej drodze.
Chcę przekonać kobiety, by wzięły odpowiedzialność za swoje życie.
Może Ty tak jak ja zmagałaś się z problemami na emigracji: dostosowaniu, adaptacją, brakiem poczucia wartości. Wciąż masz problem ze znajomością języka, chcesz otworzyć własny biznes, ale masz mnóstwo wątpliwości. Nie masz wokół siebie ludzi, którzy cię wspierają i stawiają na nogi, kiedy chcesz zrezygnować.
Uważam, że my, emigranci mówimy innym językiem. Łączy nas coś na kształt kodu kulturowego, pewna wspólnota doświadczeń, inaczej postrzegamy rzeczywistość. Nikt nie zrozumie emigranta tak dobrze, jak drugi emigrant.
WIEM, JAK TO JEST
Jak to jest zmagać się z trudnym dzieciństwem i przeszłością. Wiem, jak przekraczać granicę Polski i z głową pełną marzeń i wiarą, że się uda. Wiem, jak szybko emigracja potrafi zweryfikować Twoje plany. Wiem, jak to jest zaczynać od nisko płatnej pracy poniżej swoich kwalifikacji. Wiem, jak zaczynać bez znajomości języka. Wiem, jak problemy zdrowotne najbliższych ci osób potrafią zatrzymać cię w pół drogi. Wiem, jak to jest upadać i się podnosić czasem dla siebie i najbliższych, a czasem tylko dla nich, a o sobie w ogóle nie myśleć.
Byłam tam, przeszłam te same etapy.
Ale wiem też, jak wbrew i na przekór sięgać po swoje. Jak odważnie podejmować decyzje, choć świat nam nie sprzyja. Jak osiągać swoje cele, realizować plany.
JAK NIE ODKŁADAĆ ŻYCIA NA PÓŹNIEJ I DZIAŁAĆ
A teraz przechodzimy do działania. Podam Ci dwa narzędzia, które ja wykorzystywałam całe życie i które naprawdę pomagają działać.
Doba każdego z nas liczy sobie tyle samo godzin, więc dlaczego niektórym udaje się zrealizować znacznie więcej, niż innym? Robią więcej, osiągają więcej, zarabiają więcej? W czym tkwi ich sekret?
Każdy z nas ma jakieś doświadczenia, przekonania, przyzwyczajenia. Wyjazd z Polski to niekiedy trzęsienie ziemi i konieczność zaczynania wszystkiego od nowa. Najczęściej to na mężczyźnie - mężu, partnerze, spoczywa odpowiedzialność za utrzymanie finansowe rodziny, to oni najczęściej zarabiają więcej. Tobie przypada obowiązek ogarnięcia rzeczywistości.Jeśli wyjeżdżamy z dziećmi, staramy się przede wszystkim im w pierwszej kolejności pomóc w adaptacji. Być wsparciem, reagować gdy trzeba. Dalej ogarniecie domu, papierologia, lekarze, urzędy. I bardzo często też praca zawodowa. To powoduje, że i fizycznie i psychicznie jesteśmy zmęczeni. Środowisko i nastawienie mieszkańców, sąsiadów nie zawsze jest życzliwe. Różni nas mentalność, inna kultura i język który nie zawsze znamy w wystarczającym zakresie. Jesteśmy zmęczeni i fizycznie i psychicznie. Zastanawiamy się, czy emigracja miała sens, tęsknimy za tym, co było, za ludźmi którzy zostali w Polsce. Mnóstwo wątpliwości, brak sił. A czas biegnie nieubłaganie…
Jak więc w takiej sytuacji stawiać sobie jakieś dodatkowe cele, myśleć o pasjach, rozwoju, uczyć się? Jak zebrać się w sobie i zacząć działać, gdy brak wokół życzliwych osób i wsparcia?
Jest na to rozwiązanie.
Zwróć uwagę: my bardzo często chcemy dużo i od razu. Albo perfekcyjnie, albo w ogóle.
A przecież bardzo trudno konsekwentnie wprowadzać w życie wielkie rewolucje.
Więc co zrobić?
Skupić się na jednej rzeczy. Na codziennym realizowaniu 1 rzeczy, jaka jest dla Ciebie najważniejsza.
Spójrz: na pewno codziennie masz długą listę takich rzeczy, które trzeba załatwić: zawieść, odebrać, zadzwonić, wypełnić, naszykować, posprzątać, ugotować, pomóc w lekcjach… a to pewnie tylko kilka z brzegu. Jednocześnie Twoim celem jest na przykład zmiana pracy. Do tego zależy Ci na znajomości j.obcy na przyzwoitym poziomie. Chciałabyś też mieć fajną sylwetkę. A może chcesz uznać dyplom? Pójść za granicą do szkoły? Ale ponieważ lista zadań do zrobienia na dziś jest długa, nie udaje Ci się zrealizować żadnej z tych ważnych dla Ciebie spraw.
Dlaczego?
Bo tego jest zbyt wiele! Zbyt wiele od siebie wymagasz i w efekcie nie realizujesz nic z tego, co dla Ciebie ważne. Albo realizujesz te działania, ale pobieżnie, a w efekcie niewiele z tego wynika.
Zobacz, doba ma tylko 24 godziny, a Ty czasami chciałabyś wpleść w nią aktywności i działania, które po prostu nie da się wykonać. Sekretem jest eliminacja i skupienie się na rzeczy najważniejszej.
Jak to zrobić?
1. Zastanów się, co jest dla Ciebie najważniejsze w tej chwili. Jaki jest Twój cel, jaki krok należy zrobić.
2. Zastanów się, ile możesz wygospodarować czasu. Godzinę? Pewnie nie… Ale z 10-15 minut chyba tak, prawda? Dlatego przejrzyj listę rzeczy do zrobienia i zastanów się, co możesz w tym czasie zrobić. I zrób wszystko, żeby te 15 minut wykorzystać na zrobienie tylko tej jednej rzeczy.
Czy to wystarczy?
Nie. Bo przecież już tu widzę, jak kręcisz głową, że nie masz tyle samozaparcia, masz słaby charakter. Nie masz wytrwałości, samodyscypliny. U Ciebie to się nie uda...
Dlatego mam dla Ciebie drugą konkretną wskazówkę. Bez znajomości której rzeczywiście mogło do tej pory Ci się nie udać.
Na właściwym wykorzystaniu Twojej siły woli.
Podam Ci przykład badania.
Na Uniwersytecie Sanforda przeprowadzono badania: poproszono dwie grupy studentów o zapamiętanie numeru: jedna grupa dwucyfrowego, druga siedmiocyfrowego. Każdy miał do dyspozycji tyle czasu, ile potrzebował. Gdy studenci byli gotowi, poproszono ich o przejście do innego pomieszczenia, gdzie mieli sobie przypomnieć zapamiętany numer. Po drodze oferowano im drobną przekąskę za nagrodę - do wyboru był kawałek czekoladowego ciasta oraz miseczka sałatki owocowej. Bomba kaloryczna, albo zdrowy smakołyk. I wyobraź sobie, że ci, których poproszono o zapamiętanie siedmiocyfrowego numeru, niemal dwukrotnie częściej wybierali ciastko!!! Minimalnie trudne zadanie wystarczyło, by dokonać mniej racjonalnego wyboru!
To oznacza, że im silnej obciążamy umysł, tym mniej przemyślane podejmujemy działania. Siła woli jest silna, ale mało wytrzymała. Raz możemy odczuwać gotowość do działania, raz apatię.
Znają to ci wszyscy, którzy decydują się na dietę i zaczynają dzień od owsianki, a kończą szperając po lodówce przed północą.
W jaki sposób więc skłonić siłę woli do współpracy?
Biorąc się za najważniejsze działania wówczas, gdy siła woli jest największa. Czyli we właściwym czasie. Musisz wszystko tak zaaranżować, by z pełnym zaangażowaniem móc zająć się ty co najważniejsze. Na resztę dnia zostaw sobie tyle energii, ile będzie trzeba, by zrealizować resztę zadań. Podsumowując: najważniejsze zadanie, jedną rzecz zrealizuj zanim wyczerpiesz swoje zasoby. Działaj wtedy, gdy będziesz panować nad swoją wolą.
Potraktuj siłę woli jako wskaźnik stanu baterii w telefonie. Co dzień telefon jest naładowny do pełna. W miarę upływu dnia za każdym razem gdy korzystasz z telefonu, bateria się stopniowo wyładowuje. Twoja determinacja maleje z czasem, podobnie jak zielony pasek energii. A dy jest czerwony - to po zawodach. Siła woli powoli się wyczerpuj, ale można ją regenerować, jeśli da się jej odpocząć. Jest to zasób ograniczony, ale odnawialny.
Podsumowując:
1. Codziennie określ, jaki jest priorytet i jakie zadanie musisz wykonać, a potem dostosuj plan dnia do tego zadania.
2. Zastanów się też, kiedy, w którym momencie masz najwięcej energii i wówczas je wykonaj.
I pamiętaj. Nie stawiaj sobie wysoko poprzeczki. Na sukces pracuje się stopniowo. My przeceniamy wielkie rewolucje, zapominając że wszystko zaczyna się od pierwszego kroku. Tylko to zbliży Cię do sukcesu.
PODZIELIŁAM SIĘ Z TOBĄ SWOJA HISTORIĄ
Powiedziałam ci dziś, jak wyglądało moje dzieciństwo, życie w Polsce i pierwsze kroki na emigracji. O pracy, chorobie córki, nauce języka, trudnościach i porażkach. Dałam Ci rozwiązanie, które stosuję całe swoje życie i które pozwala mi systematycznie realizować kolejne swoje cele.
Wszystko, czego się w życiu nauczyłam, zdobywałam krok po kroku. Tego uczę innych. Moi klienci zaczynają od pierwszego kroku i jednej rzeczy. I choć dziś możesz wątpić, wierz mi, że to daje fantastyczne efekty. Ale jest jedna zasada: musisz zacząć. Moi klienci działają. Słuchają mnie i działają. Ty też możesz. Ty też możesz ruszyć z miejsca i sięgnąć po swoje.
Trzymam za Ciebie kciuki!
Ada Tomczak

Ada Tomczak
Ten blog powstał ponieważ uważam, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Ja przewróciłam swoje życie do góry nogami. Wiem, co to brak sił, by podnieść się z łóżka. Ale wiem również, że wszystko co złe też się kiedyś kończy. Codziennie ryzykuję, działam, podejmuję wyzwania, by moje życie było takie, jak chcę: zdrowe, aktywne, szczęśliwe. Ty również możesz to zrobić.
[ Czytaj dalej... ]