Biegnij za marzeniami
- Napisała Ada Tomczak
Pierwszy raz wyjechałam za granicę „w ciemno” – jedyne, co wiedziałam, to to, że będę pracowała na poczcie w Amsterdamie. Taka praca na święta, jeden miesiąc z ludźmi, których kompletnie nie znałam.
Mieszkaliśmy w ładnym, nowo wybudowanym miejscu nad jeziorem. Mała miejscowość 1 godzinę jazdy od Amsterdamu. Jeździliśmy służbowymi samochodami do pracy i z powrotem.
Nie narzekałam ani na pracę, ani na atmosferę. Język, którym się posługiwaliśmy - polski. Nawet mieliśmy koordynatora, który nas rozumiał. Ludzie… cóż… każdy chciał zarobić jak najwięcej. No tak, trzeba było zwrócić pieniądze pożyczone od rodziców, zapłacić za benzynę, bo wyjazd i odbiór był z Częstochowy. Do domu wracałam w pierwszy Dzień Bożego Narodzenia. Nie polecam krótkich wypraw z ludźmi, których nie znasz. Ja, wracając autokarem, nie spałam całą drogę bojąc się, że mnie okradną.
Do domu wróciłam szczęśliwa i z pieniędzmi. Obiecałam sobie, że znajdę pracę w Polsce. Jakąkolwiek. Ale jak poszłam do pracy w restauracji chińskiej to po wypłacie zwątpiłam, czy jestem w stanie sama się utrzymać w Polsce. W restauracji za 12 godz./dziennie dostałam około 800 złotych, a musiałam tam jeszcze dojechać – czyli minus około 150 złotych. Postanowiłam znów wyjechać za granicę.
Chciałam dostać się na podobne stanowisko, jak na poczcie, ale nie było zbyt wiele pracy. Zdecydowałam się więc na pracę w szklarni, choć nadal nie znałam języka. Trafiłam do Barendrechtu, koło Rotterdamu. Tam poznałam nowych ludzi, zamieszkaliśmy na strasznym pustkowiu - wokół tylko pola i jezioro, brak internetu i kontaktu z Polską przez około 3 miesiące. Jak kamień w wodę. Tam pracowałam przez ponad pół roku, aż do wakacji.
Spędziłam je w Polsce, ale gdy chciałam wrócić okazało się, że nie ma już pracy. Pojechałam więc na orchidee do Zwijdrecht. Na dużej hali jedni zbierali zamówienia, inni – jak ja – patyczkowali kwiaty. Nienawidziłam tego zajęcia, łodygi się strasznie łamały. Mieszkaliśmy w hotelu pracowniczym. Szybko się okazało, że nie nadaję się do pracy na akord i po dwóch tygodniach ją straciłam.
Zadzwoniłam do koleżanki, która w tym czasie mieszkała pod Amsterdamem. Ruszyłam więc do niej, a całym moim dobytkiem był samochód, trochę zaoszczędzonej kasy i ciuchy. Ale obiecałam sobie, że nie wrócę do Polski z pustymi rękami. Nie mogłam sobie na to pozwolić.
Dałam sobie 2 tygodnie na znalezienie pracy, bo musiałam jej zapłacić za mieszkanie. Udało mi się samej ją znaleźć, na własną rękę – w holenderskiej firmie przy komputerach. W tym czasie poszłam na kurs językowy. Już nie pracowałam z Polakami i nie patrzyłam, czy przypadkiem ktoś mnie nie obgaduje, nie utrudnia mi pracy. Tam pracowałam trzy lata, ale ze względu na reorganizację musiałam odejść. Miałam miesiąc, żeby znaleźć nową.
Poradziłam sobie. Pod koniec miesiąca nawet pracowałam w trzech miejscach. Nie wysypiałam się, byłam potwornie zmęczona. W międzyczasie zadzwonili do mnie z mojej obecnej pracy, umówiliśmy się na spotkanie i rozmowę kwalifikacyjną. Opłaciło się wysyłanie cv wszędzie, gdzie można. Szczególnie, że moja obecna praca jest wspaniała i ją uwielbiam.
Moje dwa tygodnie w Holandii zmieniło się w cztery lata. Dałam radę. I wierzę, że jeśli ktoś chce, to może i dopasuje się do tego społeczeństwa.
Myślę, że mam twardy charakter. Nie twierdzę, że nie miałam momentów, gdy ryczałam w poduszkę. Ale rodzina dała mi wsparcie. Teraz mam przy sobie mężczyznę, który mi pomaga. Jest Holendrem, więc mogę bez przeszkód szlifować język. Mam już holenderskie prawo jazdy, teraz będę się starała o obywatelstwo i oczywiście pójdę na egzamin NT2.
Na koniec chciałabym Ci powiedzieć, że jeśli masz marzenia – biegnij za nimi. Pomagaj po drodze innym. Nigdy nie wiesz, kiedy trafisz na odpowiednią osobę.
Pozdrawiam wszystkich,
MKKaffe
PS. Mieszkasz za granicą ? Szukasz Polek podobnych do Ciebie? Dołącz do grupy "Polki sobie radzą. Społeczność przedsiębiorczych emigrantek" - grupy dla kobiet z całego świata, które nie czekają, tylko biorą sprawy w swoje ręce - uczą się, rozwijają, zakładają biznesy. Wspieramy się, motywujemy i inspirujemy nawzajem. Warto !
Na moim fan page na FB spotykają się niesamowici ludzie, którzy tak jak Ty mieli odwagę wyjechać i żyć za granicą. Znajdziesz tam wsparcie, motywację do działania i wiele pozytywnej energii. Jeśli masz ochotę, dołącz do nas: EMIGRACJA PO SUKCES
Znajdziesz mnie również na Instagramie i LinkedIn
A jeśli spodobał Ci się ten artykuł - udostępnij ! Dziękuję !
POZOSTAŃMY W KONTAKCIE !

Ada Tomczak
Ten blog powstał ponieważ uważam, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Ja przewróciłam swoje życie do góry nogami. Wiem, co to brak sił, by podnieść się z łóżka. Ale wiem również, że wszystko co złe też się kiedyś kończy. Codziennie ryzykuję, działam, podejmuję wyzwania, by moje życie było takie, jak chcę: zdrowe, aktywne, szczęśliwe. Ty również możesz to zrobić.
[ Czytaj dalej... ]