fbpx
Witaj! ZALOGUJ SIĘ

Emigracja oczami dziecka

Nigdy tego nie robię, ale tym razem wyjątkowo napiszę od siebie kilka słów. Publikując ten list czuję się w pewnie sposób odpowiedzialna za Małgosię. Bo choć dojrzałość bije z każdego zdania, to (przepraszam Cię Małgosiu) jednak jeszcze dziecko.

Wciąż spotykam się z atakami w internecie – obrzydliwymi, wulgarnymi, niesprawiedliwymi. I nie mam wątpliwości, że ten list może być różnie odebrany, więc oprócz życzliwych i pozytywnych komentarzy mogą pojawić się i te krzywdzące w stosunku do Gosi, Jej rodziców i ich decyzji o emigracji.

Jako rodzice staramy się wybrać mądrze. Mamy za sobą doświadczenie i wiedzę. Postrzegamy sprawy inaczej, rozumiemy więcej, analizujemy wszystkie „za i przeciw”. Patrzymy na emigrację jako rozwiązanie, które da naszym dzieciom większe możliwości. To nie tylko świetna znajomość języka, ale też kultury, mentalności, zwyczajów panujących w nowym kraju. Otwartość na świat i ludzi. To bardzo cenne doświadczenia, które mocno przekładają się na rozwój dziecka i procentują w przyszłości. Dlatego kierując się ich dobrem wsiadamy w samolot, samochód i ruszamy po szansę dla nich na lepsze życie.

Ale nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak wielkie koszty przyjdzie ponieść temu małemu człowiekowi. To nieprawda, o czym pisze też Małgosia, że dziecko się szybko adaptuje do nowych warunków, otoczenia. Jedno tak, inne nie. Wszystko zależy. Nierzadko wyjazd za granicę i zderzenie się z nową rzeczywistością to ogromna trauma. My skupieni na ogarnięciu rzeczywistości tracimy dziecko z oczu. A w tym małym człowieku, nierzadko rozgrywa się dramat.

A przecież emigracja nie jest dla każdego. To jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu, a jej konsekwencje nierzadko ponosimy latami. Pamiętajmy, że ile nas, tyle przyczyn jej podjęcia. Często skomplikowanych, trudnych, osobistych. Nie warto ich roztrząsać, pouczać i dawać „dobre rady” twierdząc, że „na czyimś miejscu, to byśmy...”. Nigdy nie będziemy na czyimś miejscu.

Dziś Małgosia, mimo, że postrzega swoją emigrację jako wartościową lekcję, która mocno Ją wzmocniła – wybiera inaczej, niż Jej rodzice. Również uszanujmy ten wybór.

Jeśli uważasz tę historię za inspirującą i warto poznania przez innych – udostępnij. Może pozwoli tym, którzy mają podobne przeżycia, wątpliwości, rozterki poczuć, że nie są w tym osamotnieni. Że gdzieś, we Francji jest dziewczyna, która też przeszła podobną drogę.

Gosia upoważniła mnie do podania swoich danych osobom, które byłby zainteresowane kontaktem z nią, by wspólnie się wesprzeć. To bardzo cenne. W tej sytuacji proszę o kontakt ze mną.

A teraz zapraszam do poznania historii Małgosi. Niech idzie w świat.

Adrianna Tomczak

autorka bloga "Emigracja po Sukces"

 

MOJA HISTORIA

Przeważnie emigracja jest opisywana oczami osób dorosłych, nie spotkałam się jeszcze z tym, żeby emigracja została przedstawiona oczami dziecka czy nastolatka. Myślę, że spostrzeżenia oraz przeżycia nastolatków bardzo różnią się od przeżyć dorosłych. Kto lepiej przedstawi swój punkt widzenia niż sama osoba, która to przeżywa? Zapraszam do zapoznania się z moimi doświadczeniami.

Mam na imię Gosia, mam 17 lat, do Francji wyprowadziłam się w wieku 10 lat, właśnie mija moja 7 rocznica pobytu tutaj. Jak większość osób tak i moja rodzina wyjechała z powodów ekonomicznych. Jako 10-latka nie do końca rozumiałam powodu naszego wyjazdu. Mimo to bardzo się cieszyłam na myśl wyprowadzki do Francji, od zawsze wyobrażałam sobie Francję jako najlepszy kraj na ziemi, nigdy wcześniej nie wyjeżdżałam za granicę, więc było to ogromne przeżycie. Czy to w mediach, czy to od rodziców, czy rówieśników nigdy nie słyszałam złego słowa na temat Francji. Przed wyjazdem z każdej strony byłam zapewniana, że wszystko będzie dobrze, że mi się spodoba oraz że szybko się zaaklimatyzuje. Ufałam tym wszystkim osobom, które nie miały pojęcia co to emigracja, łącznie z moimi rodzicami, którzy również ufali Polakom, którzy byli na miejscu i zapewniali nam, że wszystko zdobędziemy od razu.

A zaczęło się od namiotu, który był naszym domem przez 3 tygodnie - bardzo cieszył mnie ten fakt, że tak mieszkam, dopóki nie poszłam do szkoły i nie zaczęła się dla mnie próba charakteru. Zostałam rzucona na głęboką wodę, bez znajomości języka, bez rodziców, bez znajomych, bez stabilizacji, bez pewności siebie musiałam poradzić sobie w pierwszej szkolnej dżungli. Szkołę zaczęłam 2 tygodnie później niż inni- zostałam przedstawiona przed całą klasą, nowy rok szkolny zaczęłam bardzo zmotywowana. Niestety motywacja zniknęła po kilku godzinach, gdy nauczyciel kazał mi czytać po francusku, nauczyć się recytować wiersz na drugi dzień i dodatkowo uczyć się niemieckiego. Dzieci śmiały się z mojej nieznajomości języka. Do tej szkoły chodziłam tylko 4 dni i przez te 4 dni wracałam do domu… to znaczy do namiotu z płaczem. Czar pięknej Francji prysł.

Po okresie 3 tygodni mieszkania w namiocie przeprowadziliśmy się do pobliskiego miasta gdzie zamieszkaliśmy w pokoju o wymiarach 15m² w 3 osoby plus pies. Mieszkaliśmy u Francuza, który miał duży dom. Był bardzo sympatyczna osobą, ale niestety przesadzał z alkoholem oraz często urządzał imprezy, które trwały do samego rana. Po wyczerpujących psychicznie dniach w szkole nie miałam prawdziwego domu, gdzie czułabym się bezpiecznie, komfortowo. Takie warunki mieszkaniowe trwały przez rok. W międzyczasie wraz z naszym najemcą wyprowadziliśmy się na oddaloną o 20 km od mojej szkoły wioskę. Musiałam wstawać o szóstej, żeby zdążyć do szkoły a wracałam około 19 i tak codziennie. Nic mnie w tamtym okresie nie cieszyło, wszystko robiłam automatycznie, z musu.

Zmieniłam szkołę, zaczęłam chodzić do klasy ze znajomą Polką, myślałam, że to, co najgorsze już za mną... Nic bardziej mylnego. Przekonałam się jak dzieci mogą być okrutne. W pierwszej szkole przez 4 dni wracałam z płaczem, w drugiej przez cały rok szkolny. Byłam wyzywana, poniżana, popychana a wszystko to dlatego że jestem Polką. Dzieci nie miały do mnie żadnego szacunku, ale skąd miały go mieć skoro nawet nauczyciele wołali do mnie: "Polka", a nie po imieniu. Na nic zdawały się wizyty rodziców u dyrektora z kartką przetłumaczoną na Google, po kilku dniach spokoju wszystko wracało do ‘"normy",... Pewnego dnia po zakończeniu lekcji już poza terenem szkoły zostałam popchnięta przez chłopaka z mojej klasy, upadłam na prawą rękę, która została stłuczona. Ból był okropny, ale nie płakałam, nie mogłam tego zrobić, bo to oznaczałoby dla tej i innych osób satysfakcję. W środku mnie ta rana bardzo bolała nie tyle fizycznie co psychicznie. To był kolejny cios w tak krótkim czasie.

Czułam się bardzo samotna i niezrozumiana mimo, iż rodzice wspierali mnie jak mogli, oni sami również byli zagubieni i nie umieli mi pomóc. Musiałam tak naprawdę poradzić sobie z tym wszystkim sama. Po pierwszym bardzo trudnym roku udało nam się wynająć własne mieszkanie. W końcu byliśmy na swoim.

Dla mnie nadeszła kolejna zmiana, mianowicie zaczynałam pierwszy rok w college-u (odpowiednik naszego gimnazjum). Właśnie podczas tego roku moim zdaniem zrobiłam największy progres w nauce języka francuskiego dzięki wspaniałej nauczycielce, którą poznałam. W gimnazjum nie przeżywałam już tak ciężkich sytuacji, jak w podstawówce. Podczas dwóch ostatnich lat w gimnazjum poznałam wspaniałych ludzi w tym moje dwie najlepsze przyjaciółki, które myślę pozostaną nimi do końca życia. Czułam się przez ten czas zintegrowana, lubiana, szanowana, akceptowana, nikomu nie przeszkadzało to, skąd pochodzę. Ale jak to na emigracji i w życiu bywa znowu pojawiły się ciężkie chwile, gdy zaczęłam liceum.

Znalazłam się sama w nowej szkole z nowymi ludźmi w całkiem innym otoczeniu. Młodzież wokół mnie miała całkiem inną mentalność - uważali się już za dorosłych, mieli całkiem inne wartości, niż ja. Ponownie czułam się osamotniona, zamknęłam się w sobie, utraciłam pewność siebie, której tak naprawdę chyba nigdy nie miałam. Mój akcent stał się dla mnie straszną blokadą. Bardzo się go wstydziłam, gdy przychodziło przedstawić jakąś prezentację przed całą klasą, której w dodatku nie lubiłam. Zawsze znajdowałam jakieś wymówki, żeby tego nie zrobić.

Moja przygoda z francuskim liceum zakończyła się na początku drugiej klasy. We Francji edukacja jest obowiązkowa do 16 roku życia. Zrezygnowałam z francuskiego liceum, ponieważ nie dawałam już rady psychicznie, wpadałam w stany depresyjne, nie widziałam sensu dalszej nauki w systemie francuskim, gdyż od zawsze moją przyszłość widziałam w Polsce. Nauka zawsze sprawiała mi przyjemność, ale materiały, które dostawałam na francuskich lekcjach w ogóle mnie nie interesowały. Chciałam się uczyć o polskich poetach, pisarzach, o polskiej historii, o polskich bohaterach.

Wzięłam sprawy w moje ręce i znalazłam informację, że istnieje możliwość ukończenia przez Internet polskiego liceum za granicą. Istnieje coś takiego jak Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą, który został stworzony właśnie z myślą o emigrujących dzieciach i młodzieży. Świetna inicjatywa, która spadła mi z nieba! Miałam obawy co do tego, czy zostanę przyjęta pod koniec października. Gdy przyszła odpowiedź pozytywna, popłakałam się ze szczęścia. Od października 2017 roku uczę się więc w ten sposób, aby móc za dwa lata zdać polską maturę, a później miejmy nadzieję studiować i kontynuować moje życie w Polsce, która zawsze jest w moim sercu i jest moją największą dumą.

Bardzo tęsknię za moją Ojczyzną i za rodziną która tam jest, praktycznie nie ma dnia, żebym myślami nie wracała do wspomnień z Polski. Przez pierwsze lata we Francji, nie było dnia, żebym nie chciała wrócić. Użalałam się nad sobą. Zawsze zadawałam sobie pytanie, dlaczego ja, przecież mogłabym normalnie żyć i chodzić do szkoły w Polsce, nie miałabym tam problemów z rówieśnikami, językiem. Tam zostali moi przyjaciele, moja rodzina, mój dom rodzinny, czyli wszystko to, co dla mnie było najważniejsze.

Z biegiem czasu moje spostrzeżenia zaczęły się zmieniać. Kiedyś widziałam tylko minusy emigracji, teraz widzę coraz więcej plusów.

Największym z nim jest zapewne bardzo dobra znajomość języka francuskiego, która powinna zaprocentować w moim przyszłym życiu profesjonalnym. Właśnie dzięki wyjeździe do Francji, stałam się silniejsza psychicznie. Doświadczyłam wielu sytuacji i przeżyć, które zmusiły mnie do wewnętrznej walki z moimi słabościami. Emigracja zmusiła mnie oraz moich rodziców do wspierania siebie nawzajem, bo oprócz siebie nie mieliśmy zupełnie nic. Cieszę się, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej, że udało mi się przez to wszystko przejść. Dziękuję moim rodzicom za to, że rok temu wsparli mnie w mojej decyzji zmiany szkoły. Dzisiaj dalej muszę walczyć, ale przede wszystkim sama ze sobą, aby utrzymać samodyscyplinę w szkole internetowej.

Znajdują się również osoby, które podchodzą sceptycznie co do mojej formy edukacji nie wierząc we mnie. Na szczęście wszystko zmierza we właściwym kierunku.

Rozumiem rodziców, którzy na początku sami potrzebują czasu, żeby wszystko uporządkować i zapewnić rodzinie jak najlepsze warunki. I choć wspierają swoje dzieci, tak jak moi rodzice wspierali mnie, emirgacja to próba charakteru dla dziecka, bo w większości przypadków musi sobie radzić samo.   

Emigracja na pewno po części odebrała mi pewność siebie, którą na nowo buduję. Ten artykuł jest jedną z cegiełek, którą do tego dokładam!

Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca oraz za możliwość podzielnia się moją historią. Mam nadzieję, że choć jedna osoba odnajdzie się w mojej sytuacji, to będzie dla mnie wielki sukces. Chętnie porozmawiam z innymi osobami, by poznać ich historię lub bardziej rozszerzyć moją.

Pozdrawiam i życzę wytrwałości w ciężkich chwilach.

Gosia.

 

PS. Na moim fan page na FB spotykają się niesamowici ludzie, którzy tak jak Ty mieli odwagę wyjechać i żyć za granicą. Znajdziesz tam wsparcie, motywację do działania i wiele pozytywnej energii. Jeśli masz ochotę, dołącz do nas:  Emigracja po Sukces 

Przedsiębiorcze, zaradne, ambitne kobiety zapraszam do grupy "Polki sobie radzą, społeczność przedsiębiorczych emigrantek". Grupy kobiet z całego świata, które nie czekają, tylko biorą sprawy w swoje ręce - uczą się, rozwijają, zakładają biznesy. Wspieramy się, motywujemy i inspirujemy nawzajem. Warto! 

Znajdziesz mnie również na Instagramie i LinkedIn

A jeśli spodobał Ci się ten artykuł - udostępnij ! Dziękuję ! <3

POZOSTAŃMY W KONTAKCIE ! 

 

Ada Tomczak

Ten blog powstał ponieważ uważam, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Ja przewróciłam swoje życie do góry nogami. Wiem, co to brak sił, by podnieść się z łóżka. Ale wiem również, że wszystko co złe też się kiedyś kończy. Codziennie ryzykuję, działam, podejmuję wyzwania, by moje życie było takie, jak chcę: zdrowe, aktywne, szczęśliwe. Ty również możesz to zrobić.

Czytaj dalej... ]

Na Facebook`u

Najczęściej czytane

Artykuły