fbpx
Witaj! ZALOGUJ SIĘ

Z wielką odwagą

Nie krytyk się liczy, nie człowiek, który wskazuje, jak potykają się silni, albo co inni mogli­by zrobić lepiej. Chwała należy się mężczyźnie na arenie, którego twarz jest umazana błotem, potem i krwią, który dzielnie walczy, który wie, co to jest wielki entuzjazm, wielkie poświęcenie, który ściera się w słusznych spra­wach, który w swych najlepszych chwilach poznał triumf wielkiego wyczynu, a w najgor­szych, gdy przegrywa, to przynajmniej przegrywa z wielką odwagą"Theodor Roosvelt

Montabaur, 04.03.2017. godz. 10.45

Każdy z nas ma marzenia, ale większość odkładamy na półkę z napisem „jak tylko...”, bo przecież zawsze się coś znajdzie, prawda?
- zarobię wystraczająco dużo pieniędzy…
- dziecko podrośnie …
- pójdę na emeryturę…
- uporam się z tym projektem…
- jak tylko zmienię pracę na lepszą…
- jak się rozwiodę…
- jak znajdę miłość mojego życia i wówczas wspólnie… 

Och, miliony tych „jak tylko…”  

I ja też miałam takie odłożone na później. Zawsze znalazło się coś, co wydawało się przeszkodą. Na tej strasznie zakurzonej półce leży wyjazd do Argentyny, lista książek do przeczytania (których ubywa, ale i tak końca nie widać), nauka tanga, Irlandia, wspinaczka na Mont Everest, Morze Bałtyckie zimą… Oj, ugina się ta półka… A bardziej przyziemne? Bardzo proszę! Na Siebiengebirge dotrzeć nie mogę. To tak niedaleko, odkładam z weekendu na weekend … a to pogoda, a to samochód popsuty, a to pracuję, a to dziecko chore… Zawsze coś. I tak od 2 lat.
Ale uczciwie trzeba sobie powiedzieć, że czasem rzeczywiście trzeba poczekać na realizację swoich marzeń. Bo w tym konkretnym momencie się po prostu nie da, albo może by i dało, ale koszty byłby ogromne. A to chyba nie o to chodzi, żeby spełniać się wbrew wszystkim i każdemu.

PÓŁMARATON

Na mojej półce od wielu, wielu lat leżało sobie, nie wadząc nikomu, marzenie pt. „półmaraton”. Bo wiele lat biegałam, ale bez jakiejś konkretnej spinki. Zakładałam dres, buty, słuchawki na uszy i wychodziłam pobiegać, bo odreagować ciężki dzień. Po prostu. Bez większych celów, planów treningowych i zbędnej teorii.  Z czasem zaczęłam doceniać także bieg bez  mp3 wsłuchując się w głosy lasu i zagłębiając we własne myśli. Ważne jest poczucie, że robię coś dla siebie, dla zdrowia, organizmu i psychiki. Ale od dawna obserwowałam imprezy biegowe, widziałam ten entuzjazm, energię, siłę, które temu towarzyszyły i po cichu myślałam „może spróbować tak przebieg chociaż półmaraton ?”.

Ale zaraz odzywał się mój wewnętrzny krytyk, który, jako że mnie zna, uderzał, gdzie najbardziej boli:

1. FORMA:  „Ty ??? Oszalałaś ? Z taką formą ? No zlituj się ! Spójrz w lustro ! Poza tym nie masz czasu na regularne treningi

2. POCZUCIE OBOWIĄZKU: „A małe dziecko ? jak Ty sobie to wyobrażasz ? Zamiast spędzić czas z dzieckiem pójdziesz sobie biegać ? Słabo to wygląda… A studia ? Sesja idzie ! Do książek kobieto! A poza tym musisz w poniedziałek iść do pracy, a przecież nie doczołgasz się”

3. OCENA INNYCH: „ Inni biegają, ale oni to nie ty ! Czym się pochwalisz ? Tym, że ledwie doczłapiesz ? Porównają wyniki i będzie Ci wstyd ! Poczytaj fora ! Ludzie to mają czasy, robią kilometry! A Ty ? Po co taki sukces, który w oczach innych jawi się jak porażka ?! Potem na imprezach rodzinnych będziesz się tłumaczyć dlaczego dobiegłaś, ale z tak mizernym osiągiem…A poza tym to półmaraton ! Maraton, ba – ultra maraton to jest bieg ! A jak upadniesz i zabierze Cię z trasy karetka ? Po co ci taki wstyd ?”

I tak się wahałam… bo w sumie po co więc ryzykować ? Po co narażać się na takie kopniaki ? Od innych. Od samego siebie. A może to wcale nie jest wewnętrzny krytyk ? Może to racjonalista ? Może to ktoś mądrzejszy ode mnie, kto trochę mnie zna i trochę zna się na ludziach. Może to ktoś, kto próbuje mnie chronić ? Kto wbrew pozorom, jak troskliwy rodzic nie chce, bym poniosła porażkę ? By było mi przykro ? Bo bym cierpiała ?


I tak to trwało kilka ładnych lat. Bardzo chciałam i się bałam. Czy dam radę, czy dobiegnę. Czy mnie ta cholerna karetka zabierze, czy nie… Dwukrotnie opłaciłam udział, dwukrotnie miał się odbyć w marcu. Dwukrotnie trenowałam do lutego i …. dwukrotnie zrezygnowałam przed samym startem. Na pewno miała na to wpływ moja sytuacja – małe dziecko, sesja na wiosnę, praca, dom, obowiązki. Sytuację pogarszał również fakt, że jestem alergikiem i są momenty w ciągu roku, szczególnie wiosną, kiedy jestem osłabiona, bez sił i energii. Wyjście z domu do pracy jest wyczynem, o bieganiu nawet nie wspominam. Ale chyba najważniejsze było to, co działo się w mojej głowie. A działo się. Z perspektywy żałuję, że nie było nikogo, kto by mnie kopnął w tyłek i powiedział: dasz radę, Maleńka !
Ale może tak miało być. Może to nie był ten czas. Może musiałam dojrzeć, poczekać. Może nie byłam gotowa. Może gdzieś na górze był inny plan…Ale wreszcie nadszedł i czas na to marzenie.  

ODWAŻ SIĘ

Bo dzisiaj rano, kiedy piszę ten tekst, psychicznie przygotowuje się do wygranej. Bo za parę godzin biegnę w Koblenz w półmaratonie, ponad 21 km. Czekałam na to tak długo. Nie wiem, jak będzie, czy dobiegnę. W głębi duszy trochę się denerwuję. Boję.

Wczoraj wieczorem niepotrzebnie spojrzałam wyniki z poprzednich lat – to chyba nie biegli ludzie, to charty ! Prawie wszyscy mieszczą się w czasie 1 h z groszami. Peleton zamykał facet, rocznik 1946, z czasem 2,2 h. Szok ! Kilka dni temu usłyszałam od kogoś, że „mam tak pobiec, żeby nie było wstydu”. Nie gratulacje, że się wreszcie odważyłam, że próbuję, tylko deprecjonowanie zanim stanęłam na linii startu. I choć wiem, że to bez sensu i znaczenia, ta uwaga i wyniki innych spowodowały, że poczułam się mniej pewnie.

Żeby zagłuszyć mojego „troskliwego” krytyka wrzuciłam na mp3 nagranego audiobooka „Z wielką odwagą” Brene Brown. I niech się dzieje ! Bo zawsze będzie ktoś lepszy i gorszy od Ciebie. Kto będzie chciał umniejszyć Twoje wyniki, sukcesy. Ktoś, kto sam nie zrobi kroku, ale palcem będzie Ciebie wskazywał, gdy upadniesz. Wszystkich nie zmienisz. Ale możesz zmienić coś w sobie. Zrobić coś dla siebie. Spełnić swoje marzenie. Patrzenie na innych, patrzenie na siebie przez pryzmat słabych stron – to zawsze doprowadzi donikąd.

Bo każdy z nas ma swój bieg. I każdy się boi. Jeśli twierdzi inaczej, kłamie. Zawsze wygra ten, kto przekroczy linię startu. Czy to będzie „życiówka”, czy powoli doczłapie do mety – nieważne. Nawet, jeśli nie da Ci się tego biegu ukończyć - to też nie jest ważne. Ważne, że próbowałeś. Że wykazałeś się odwagą. W ogólnym rozrachunku tylko to się liczy.

 

Montabaur, 04.03.2017. godz. 20.45

Pobiegłam. Dobiegłam. Zrobiłam to.

Jak czuje się człowiek, który po tylu latach wreszcie odważył się spełnić swoje marzenie ? Tego się nie da opisać. Mam w sobie tyle myśli i emocji, że z trudem uderzam w klawiaturę. Brak mi słów…

Jestem bardzo wdzięczna, że moi Najbliżsi byli tam ze mną. Przeżywali, denerwowali, cieszyli się. Bardzo dziękuję również tym wszystkim, którzy osobiście być nie mogli, ale trzymali za mnie kciuki, pytali, pisali, dzwonili, martwili się ( love Just). I choć wiem, że audiobook podczas takich startów to nie najlepszy pomysł, dziękuję również Brene Brown, że była tam ze mną.

Ale ten dzień jest jeszcze z jednego powodu dla mnie szczególny, ponieważ 4 marca to dzień moich 40-tych urodzin. Jest więc też czasem refleksji, podsumowań, bilansu moich ostatnich kilku lat. Co się zmieniło ? Gdzie jestem ? Dokąd zmierzam ?

Na dokładne podsumowanie przyjdzie jeszcze czas. Mam jednak poczucie, że jestem w najlepszym momencie swojego życia. Dzisiaj spełniłam jedno ze swoich marzeń. Czekałam na to wiele lat. I dzisiaj już wiem, że to dopiero pierwszy krok, że będą następne. I dzięki temu, ze się odważyłam, mam siłę, by wziąć się za realizację kolejnych. I nawet, jeśli będzie trudno, będę próbować.

Wiem doskonale, że nie mogę cofnąć czasu i naprawić wielu swoich błędów. Ale wiem również, że teraz mogę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by koniec był taki jaki, sobie wymarzyłam. Podobno najlepszy czas na rozwój jest wówczas, gdy człowiek ma 20 lat. Ale drugim najlepszym momentem jest właśnie dziś. A ten rok to dopiero początek. Wiem, że nie będzie łatwo. Ale na pewno będzie warto.

A tym wszystkim, którzy dzisiaj stoją na linii startu i zastanawiają się, czy zrobić pierwszy krok powiem tylko tyle: ODWAGI ! Bo marzenia są po to, by je spełniać. Po prostu !

Trzymam za Ciebie kciuki !

AT

Ada Tomczak

Ten blog powstał ponieważ uważam, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Ja przewróciłam swoje życie do góry nogami. Wiem, co to brak sił, by podnieść się z łóżka. Ale wiem również, że wszystko co złe też się kiedyś kończy. Codziennie ryzykuję, działam, podejmuję wyzwania, by moje życie było takie, jak chcę: zdrowe, aktywne, szczęśliwe. Ty również możesz to zrobić.

Czytaj dalej... ]

Na Facebook`u

Najczęściej czytane

Artykuły